
Minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski pokazał w swoim wystąpieniu erudycję i dobry warsztat retoryczny. Dużo gorzej prezentują się przedstawione przez niego perspektywy dla polskiej polityki zagranicznej.
„Współczesna Polska jest najlepszą, jaką mieliśmy” – ocenia Sikorski. Jest tak, ponieważ nasza gospodarka nadal opiera się kryzysowi, a koniunktura międzynarodowa nie jest wcale taka zła. W obliczu końca pauzy strategicznej i pogarszających się wskaźników makroekonomicznych w kraju ta ocena może niebawem stracić aktualność. Jednak obecna, niezła zdaniem ministra, sytuacja w polityce zagranicznej to skutek starań polskiej prezydencji, która za pomocą „sześciopaku” wzmocniła strefę euro, a tym samym integrację europejską. Z mowy ministra przebijał determinizm. Jedyne, co Polska może zrobić dla uratowania w swego bytu w Europie, to „ucieczka naprzód” w głębszą integrację poprzez stworzenie „trwałej unii politycznej” i europejskiego „supermocarstwa”. Te marzenia nijak mają się do złej sytuacji ekonomicznej w Unii Europejskiej, którą pogarsza m.in. przerost regulacji produkowanych w Brukseli. Ów determinizm Sikorskiego widoczny jest również w jego podejściu do polityki wschodniej. „Czy wyobrażają sobie Państwo naszą politykę wschodnią bez Unii Europejskiej?” Minister zadaje takie retoryczne pytanie, mówiąc o projekcie Partnerstwa Wschodniego i polskiej polityce wschodniej. Zgodnie z jego wizją polityka wschodnia ma sens tylko rozproszona w pryzmacie Wspólnoty. Jest to kapitulacja Polski z pozycji kreatora polityki wschodniej i zgoda na rolę doradczą w tym wymiarze polityki europejskiej. Pomimo to Sikorski podkreśla, że zgodnie z polskim interesem ministerstwo forsowało w Unii „ofertę dla Wschodu”. Czy jednak forsowało ją samodzielnie na Wschodzie?
Według ministra najważniejszym partnerem w polityce europejskiej pozostają Niemcy, które zgodnie z oczekiwaniami Sikorskiego w zamian za spolegliwość Polaków włączą ich w system decyzyjny w ramach Wspólnoty. W dalszej kolejności ważnymi krajami są dla niego Francja, z którą mamy współpracować w ramach Trójkąta Weimarskiego, i Szwecja, dająca wsparcie w ramach Partnerstwa Wschodniego. Istotni są także Norwedzy posiadający know-how w sektorze gazowym, którego Polska potrzebuje. Sikorski wspomina na koniec o Grupie Wyszehradzkiej, Bułgarii, Rumunii i państwach bałtyckich. Polityk krytykuje dwa kraje – Wielką Brytanię i Węgry. Sprzeciw budzi takie stygmatyzowanie potencjalnych partnerów w polityce europejskiej przez dyplomatę, który z racji swojej funkcji powinien szczególnie ważyć słowa. „Niezmiennie działać będziemy na rzecz pojednania polsko-rosyjskiego” – deklaruje polityk. Nasza dyplomacja aranżuje w tym celu pierwszą w historii wizytę Patriarchy Moskiewskiego i Całej Rusi w Polsce. Niebawem zostanie wdrożona także umowa o małym ruchu granicznym z Obwodem Kaliningradzkim, który minister nazywa swoim zwyczajem okręgiem królewieckim. Dziwi go jednak fakt, że Rosjanie chcą tam umieścić „ofensywne rodzaje broni”. Minister nie zdradził, jak odniesie się do tej groźby. Za to „usilnie zabiega o zwrot wraku samolotu Tu-154”. Należy zaznaczyć, że 10 kwietnia 2013 minie trzecia rocznica tej tragicznej katastrofy. Tymczasem wrak nadal jest w Rosji.
Pomimo faktu, że minister Sikorski deklaruje walkę o utrzymanie podstawowej roli NATO, jaką jest obrona jego członków przed agresją, to bardzo mało mówi o kluczowym członku Sojuszu – Stanach Zjednoczonych. Polityk przyznaje jedynie, że tarcza w Polsce może nie powstać (wiemy już, że plany Amerykanów uległy zmianie), a wizy niekoniecznie zostaną zniesione. Brakuje tu recepty na poprawę sytuacji w relacjach z Waszyngtonem skupiającym się coraz bardziej na Azji.
Wystąpienie ministra Radosława Sikorskiego należy uznać za nietrafione. Polityk tłumaczy, z jakich powodów kolejne sektory polskiej polityki wschodniej wymykają mu się spod kontroli. Jednakże nie próbuje owej kontroli odzyskać. Woli, by nasza polityka zagraniczna rozpłynęła się w polityce europejskiej, dzięki czemu osiągniemy minimum – spokój między Niemcami a Rosją. Wystarczy porównać tezy Sikorskiego chociażby z pismami Adolfa Bocheńskiego. Z jednej strony determinizm i zależność, z drugiej dynamika i śmiałe plany. To pokazuje, jak bardzo kształt obecnej polityki Ministerstwa Spraw Zagranicznych oddalił się od wizji snutej przez ojca polskiej myśli geopolitycznej. Exposé należy w tym kontekście ocenić miernie. To triumf nieodpowiedzialności.
Minister Sikorski kiedyś był nadzieją polskiej polityki zagranicznej. Dzisiaj dla niektórych to Papkin. Ja nie podzielam tej opinii, niemniej faktem jest, że p.Sikorski
dawno przestał być nadzieją. Niestety dostosował się go grona współczesnych plastykowych polityków. Mam wrażenie, że jego zasadniczym celem jest robienie dobrego wrażenia. Polityka spolegliwości wobec Niemiec to nic innego jak stopniowa kapitulacja. Niemcy nie dopuszczą Polski do grona dercyzyjnego, natomiast wykorzystają i wykorzystują już nasze passe to osłabienia Polski na Śląsku i Pomorzu oraz do coraz szybszego w sferze historycznej polityki pozbywania się odpowiedzialności za zbrodnie IIWŚ.
Obawiam się, że Sikorskim nie powoduje już troska o kraj a prywatny interes. Zbytnio gwiazdorzy