
:Duńska Agencja Energii wymaga od Rosjan wykorzystania do budowy Nord Stream 2 statków, których nie mają obecnie w dyspozycji. Chcą więc przekonać Agencję, aby zmieniła wymogi i dopuściła pracę tandemów.
:Piątego lutego rosyjski Łukoil wprowadził ograniczenia dostaw paliwa na stacje benzynowe na Białorusi. Ten ruch został poczytany w Mińsku jako prowokacja przed rozmowami o przyszłości dostawy ropy, które ruszą na Kremlu siódmego lutego.
Tandemy mają uratować Nord Stream 2 przed dalszym opóźnieniem
Duńska Agencja Energii wymaga od Rosjan wykorzystania do budowy Nord Stream 2 statków, których nie mają obecnie w dyspozycji. Chcą więc przekonać Agencję, aby zmieniła wymogi i dopuściła pracę tandemów.
Neftegaz.ru/Wojciech Jakóbik
DEA domaga się, aby statki budujące ostatni fragment Nord Stream 2 na Morzu Bałtyckim posiadały system aktywnego pozycjonowania, który pozwala im działać automatycznie dzięki pracy sensorów. Taki system jest na wyposażeniu Akademika Czerskiego zakotwiczonego w porcie Nachodka na rosyjskim Dalekim Wschodzie, ale nie może on szybko pojawić się na Bałtyku. Z tego względu Rosjanie zwrócili się do DEA o zgodę na rozwiązanie alternatywne w postaci wykorzystania tandemu dwóch barek Fortuna i Defender bez pozycjonowania z jednostkami posiadającymi ten system, odpowiednio Smit Kamarą i Mustangiem. DEA wciąż nie odpowiedziała na wniosek konstruktorów Nord Stream 2.
Gazociąg Nord Stream 2 miał pierwotnie powstać z końcem 2019 roku i zapewnić przepustowość 55 mld m sześc. gazu ziemnego rocznie na poczet ominięcia szlaku dostaw przez Ukrainę na korzyść trasy przez Niemcy. Opóźnienie projektu wynikało z oczekiwania na decyzję Duńczyków o dopuszczeniu do budowy na ich wodach terytorialnych, a potem z wprowadzenia sankcji USA, które wypłoszyły z placu budowy szwajcarską firmę Allseas. Władze rosyjskie przyznają, że Nord Stream 2 powstanie do końca 2020 roku lub w pierwszym kwartale 2021 roku. Opóźnienie może być jeszcze większe, jeśli nie uda się zapewnić statków potrzebnych do budowy.
Prowokacja przed rozmowami naftowymi Białoruś-Rosja
Piątego lutego rosyjski Łukoil wprowadził ograniczenia dostaw paliwa na stacje benzynowe na Białorusi. Ten ruch został poczytany w Mińsku jako prowokacja przed rozmowami o przyszłości dostawy ropy, które ruszą na Kremlu siódmego lutego.
Neftegaz.ru/Wojciech Jakóbik
Białoruski Biełneftechim uznał, że ruch Łukoila „znajdował się na granicy prowokacji”. Łukoil bronił się twierdząc, że rafinerie białoruskie nie dostarczają wystarczającej ilości produktów naftowych, by możliwe było zapewnienie stałego poziomu dostaw paliwa na stacje. Te pracują z obniżonym obciążeniem wykorzystując zapasy i ograniczone dostawy z firm rosyjskich Grupy Guceriewa.
Dostawy od dużych firm państwowych jak Rosnieft są wstrzymane od Nowego Roku, kiedy nie udało się dojść do porozumienia o warunkach dostaw w 2020 roku poza Tatnieftem, który wyśle 80 tysięcy ton ropy w lutym (zapotrzebowanie miesięczne Białorusi to około mln ton.
Prezydent Aleksandr Łukaszenko zwołał spotkanie kryzysowe z przedstawicielami polityki oraz sektora naftowego, którzy przygotowali plany zakładające różne scenariusze rozwoju wypadków. Łukaszenko ustanowił jako priorytet, aby „żaden obywatel nie odczuł żadnych konsekwencji działań partnerów Białorusi”.
Chociaż Białoruś przekonuje, że może wykorzystać alternatywnych dostawców do dywersyfikacji źródeł dostaw i zmniejszenia zależności od Rosji, to nie podpisała dotąd żadnej umowy terminowej z firmami spoza tego kraju, na przykład z Polski, o której wspominali oficjele białoruscy. Amerykanie zaoferowali zastąpienie dostaw rosyjskich nawet w stu procentach i teoretycznie mogliby dostarczać surowiec przez naftoport polski. Nie poszły jednak za tym konkretne decyzje.
Infrastruktura przesyłowa Białorusi nie jest na tym etapie przystosowana do odbierania rewersowych dostaw ropy przez Polskę. Wymagałaby do tego zmian funkcjonowania lub budowy nowych elementów.