USA przyznają, że Gazprom naruszył sankcje w sprawie Nord Stream 2. Obiecują reakcję | Klimat na bok. Chiny będą walczyć węglem z kryzysem energetycznym

USA przyznają, że Gazprom naruszył sankcje w sprawie Nord Stream 2. Obiecują reakcję

Departament Skarbu USA ma we współpracy z kongresem amerykańskim przygotować reakcję na fakt, że Gazprom naruszył sankcje przy projekcie Nord Stream 2. Podsekretarz stanu Wally Adeyemo odpowiadał na pytania kongresmenów na posiedzeniu komisji bankowości, mieszkalnictwa i spraw miejskich 20 października.

– Pracujemy z tą komisją by pociągnąć Gazprom do odpowiedzialności za działania, które naruszają sankcje – przyznał. Nie odpowiedział jednak na pytanie senatora republikańskiego Patricka Toomeya o to, dlaczego administracja USA zrezygnowała z objęcia sankcjami operatora spornego gazociągu Nord Stream 2 AG i została tylko przy sankcjach wobec firm wykonujących usługi dla niego.

Rosjanie przeprowadzili certyfikację techniczną Nord Stream 2 pomimo sankcji USA na firmy certyfikujące. Dzięki temu mogli napełnić go gazem technicznym i przygotować się do dostaw. Jednakże te będą mogły ruszyć dopiero po certyfikacji regulacyjnej przez regulatora niemieckiego Bundesnetzagentur. Krytycy Nord Stream 2, jak Polska czy Ukraina, przekonują o niemożliwości rozpoczęcia dostaw przez ten gazociąg zgodnie z prawem unijnym.

– Operator gazociągu używa podmiotów objętych sankcjami do budowy i finansowania Nord Stream 2, co oznacza, że jego kluczowa rola polegała na odparciu sankcji – ocenił Toomey. Porównał działania Rosjan do omijania sankcji przy dostawach ropy irańskiej do Chin.

Administracja prezydenta Joe Bidena stoi na stanowisku, że nowe sankcje nie zatrzymają Nord Stream 2, a porozumienie z Niemcami wykluczające objęcie nimi operatora pozwoli znaleźć rozwiązanie polityczne gwarantujące dostawy gazu przez Ukrainę po 2024 roku, kiedy kończy się umowa tymczasowa na dostawy Gazpromu przez jej terytorium. Krytycy Bidena przekonują, że Rosja wykorzystuje kryzys energetyczny do wymuszenia startu Nord Stream 2 prezentowanego przez nią jako remedium na wysokie ceny gazu. To ich zdaniem powód do wprowadzenia nowych sankcji.

Przedstawiciel Rosji przy Unii Europejskiej Władimir Czyżow ponowił te wysiłki wzywając władze niemieckie do jak najszybszej certyfikacji Nord Stream 2 przed terminem wyznaczonym na 8 lutego. Annalena Baerbock, liderka opozycyjnej partii Zielonych, która może znaleźć się w tworzonej koalicji rządzącej w Niemczech uznała, że dopóki jedna grupa – Gazprom oraz należąca do niego Nord Stream 2 AG – jest operatorem gazociągów i odpowiada za dostawy, nie ma mowy o certyfikacji. – Nie możemy dać się szantażować – powiedziała grupie medialnej Funke.

TASS/Interfax/Funke/Wojciech Jakóbik

Klimat na bok. Chiny będą walczyć węglem z kryzysem energetycznym

Chińczycy chcą zwiększyć wydobycie węgla do 12 mln ton dziennie i dać mu priorytet dostaw przez szlaki morskie oraz kolejowe w odpowiedzi na kryzys energetyczny wywołujący niedobory energii w ich kraju. W tym celu cofną zmiany wprowadzone na potrzeby osiągnięcia neutralności klimatycznej w 2060 roku.

Komisja Rozwoju Narodowego i Reformy rozważa zastosowane różnych narzędzi mających ograniczyć wzrost cen węgla. Ma także zamiar walczyć ze spekulacją i innymi działaniami zagrażającymi bezpieczeństwu energetycznemu kraju.

Wysokie ceny surowców oraz energii elektrycznej związane z kryzysem energetycznym zmusiły Chiny d racjonowania dostaw. Część miast chińskich została pozbawiona świateł, a mieszkańcy zwiększają zakupy świeczek. Tymczasem zbliża się sezon grzewczy, w którym zapotrzebowanie na surowce będzie dodatkowo windowane przez konieczność ogrzewania. Niedobory energii w Chinach skłoniły już bank Goldman Sachs do obniżki prognozy rozwoju gospodarczego tego kraju w 2021 roku w momencie, kiedy świat ocenia jego kondycję niekorzystnie przez problemy na rynku nieruchomości.

Państwo Środka ogłosiło, że zamierza być neutralne klimatycznie do 2060 roku. W tym celu ograniczyło wydobycie węgla, które teraz będzie rosło w odpowiedzi na kryzys energetyczny. Węgiel wciąż odpowiada za 70 procent energii wytworzonej w Chinach.

Bloomberg/Wojciech Jakóbik

Premier wystąpi w Brukseli. Polska będzie się domagać interwencji w sprawie cen energii i Gazpromu

Premier RP Mateusz Morawiecki wystąpi 19 października na posiedzeniu Parlamentu Europejskiego w obliczu kryzysu energetycznego w Europie. Wiemy, czego będzie się domagać Polska w ramach europejskiej walki z tym wyzwaniem, czyli między innymi europejskiej interwencji w ceny energii oraz przyjrzenia się manipulacjom Gazpromu.

Polska będzie się domagała reformy systemu handlu emisjami CO2 EU ETS w celu wsparcia najbardziej wrażliwych odbiorców energii elektrycznej, czyli gospodarstw domowych. Polska ma apelować o rozwiązanie europejskie mające obniżyć obciążenia odbiorcy końcowego. Warszawa ma się także domagać zahamowania wzrostu cen uprawnień do emisji CO2, które odpowiadają częściowo za skokowy wzrost cen energii oraz wpisaniu atomu do taksonomii unijnej jako alternatywy w sytuacji szczytu zapotrzebowania na gaz wywołanego brakiem dostaw energii ze źródeł wiatrowych i słonecznych.

Polska będzie także apelować o wykorzystanie przepisów do weryfikacji czy rosyjski Gazprom manipuluje rynkiem gazu. Financial Times informował 18 października o 18-procentowym wzroście ceny gazu na giełdzie po tym, jak okazało się, że Rosjanie znów nie zwiększyli dostaw na rynek, nie rezerwując przepustowości gazociągów na Ukrainie w trzeciej aukcji z rzędu. Polacy będą także domagać się pełnego zastosowania przepisów unijnych względem spornego projektu Nord Stream 2, który jest promowany z użyciem nacisków Rosji, bo ta według Warszawy oczekuje szybkiego uruchomienia tego gazociągu bez względu na proces certyfikacji wymagający aprobaty Komisji.

Putin zapewnia, że Rosja zwiększa dostawy gazu do Europy. Wolta wobec groźby nowego śledztwa przeciwko Gazpromowi? | Apel o utrzymanie atomu w Niemczech. Alternatywa to porażka polityki klimatycznej

Putin zapewnia, że Rosja zwiększa dostawy gazu do Europy. Wolta wobec groźby nowego śledztwa przeciwko Gazpromowi?

Rosjanie zmieniają retorykę i przekonują, że już zaczęli zwiększać dostawy gazu na rynek europejski. Prezydent Władimir Putin odrzuca oskarżenia o to, że jego kraj używa tego surowca jako broni. Tymczasem Parlament Europejski i kraje jak Polska domagają się nowego śledztwa antymonopolowego przeciwko Gazpromowi.

Prezydent Władimir Putin wystąpił na konferencji Russian Energy Week i został przepytany przez dziennikarkę Headley Gamble z USA. Został zapytany o dostawy gazu z Rosji, które nie zostały zwiększone pomimo rosnącego popytu i rekordowych cen w Europie. – Doszło do średniego wzrostu dostaw o 15 procent, to znaczy w sektorze LNG. Jesteśmy gotowi robić to dalej, nie było nawet jednego przypadku, abyśmy odmówili realizacji prośby naszych partnerów – zapewniał.

– Tymczasem dostawy partnerów amerykańskich popłynęły z Europy do Azji, kiedy pojawiła się odpowiednia koniunkcja cenowa. Połowa całkowitego spadku wolumenu gazu to wynik niedostatecznej podaży z USA – przekonywał Putin. Został zapytany o to, czy Rosja używa gazu jako broni.

– My zwiększamy, a inni – w tym USA – zmniejszają dostawy gazu do Europy. Te dane są dostępne. Wystarczy zajrzeć do Internetu, tam jest wszystko. To kompletny nonsens i pogaduszki polityczne nie niosące żadnej poważnej treści, nic rozsądnego – przekonywał. To reakcja na apel Międzynarodowej Agencji Energii, która wezwała Rosję do zwiększenia dostaw gazu do Europy. Wcześniej Rosjanie przekonywali, że nie posiadają odpowiedniego wolumenu i muszą najpierw uzupełnić zapasy rosyjskie, a także nie mogą działać na szkodę własnego systemu przesyłowego gazu.

– Jesteśmy gotowi dostarczać jeszcze więcej gazu, ale zwiększymy dostawy o tyle o ile jesteśmy proszeni – zapewnił Putin. – Gazprom używa indeksacji do ropy naftowej i jego ceny nie wynoszą dwa tysiące dolarów za 1000 m sześc. jak na giełdzie w Londynie czy gdzie indziej w Europie, ale tyle, co w kontraktach długoterminowych. Oczywiście kraje jak Niemcy powinny ukłonić się przed ludźmi jak Gerhard Schroeder za fakt, że otrzymują teraz gaz nie za 1000 czy 15000 dolarów, ale za 300 dolarów za 1000 m sześc. – mówił prezydent Rosji. Na początku października Gazprom zwiększył sprzedaż gazu na platformie elektronicznej ETP. W międzyczasie Rosjanie nadal przekonywali, że ceny gazu spadną dopiero po uruchomieniu gazociągu Nord Stream 2 wbrew przeszkodom w postaci konieczności wdrożenia przepisów unijnych oraz sankcjom USA.

Nie inaczej postąpił prezydent Putin, który ocenił, że „trwa debata na tym temat, także z udziałem władz Niemiec”, ale „gdybyśmy zwiększyli dostawy z użyciem tego szlaku, moglibyśmy z pewnością powiedzieć na sto procent, że napięcie na rynku energetycznym Europy znacząco by zmalało”. Kommiersant wskazuje, że powrót do dziennych aukcji Gazpromu na giełdzie SPIMEX z 13 października pokazuje, że ta firma ma wolny gazu.

Władimir Putin przekonywał także, że Rosja zwiększyła dostawy gazu przez Ukrainę o 10 procent, ale dalszy wzrost zależy od „doprowadzenia tego systemu do normalnego stanu”. – Kiedy jednak Europa mówi nam, że będzie odchodzić od węglowodorów, a jednocześnie nie wiadomo jak długo po 2024 roku… – nie dokończył zdania. Trwa dyskusja o tym, czy Nord Stream 2 pozwoli Rosji zatrzymać dostawy przez Ukrainę po lub w trakcie trwania umowy tymczasowej wynegocjowanej z Ukrainą oraz Komisją Europejską. Putin nie odpowiedział na pytanie w tej sprawie.

Wiceminister spraw zagranicznych Rosji Siergiej Riabkow wystąpił w BBC i odpierał podobne zarzuty o to, że Rosja używa gazu jako broni. – Popieramy bezpieczeństwo energetyczne Europy, chcemy współpracować. Gazprom w rzeczywistości zaczął pompować gaz z rezerw do gazociągów w celu ustabilizowania rynku – zapewnił. Agencja Interfax podała, że Gazprom wypompował część gazu z magazynu Haidach w Austrii w odpowiedzi na skok ceny z 7 października. – Pracujemy celowo, po cichu i realistycznie na rzecz stabilizacji. Nie jest w naszym interesie bujanie łódką dalej – zapewnił Riabkow.

Parlament Europejski domaga się od Komisji Europejskiej zbadania wpływu Gazpromu na kryzys energetyczny w Europie i historyczny rekord cen gazu na kontynencie. Polska apeluje o śledztwo antymonopolowe. Gazprom ograniczał podaż na rynku gazu od wakacji do października. Pierwsze sygnały podane przez agencję Interfax dotyczą magazynu europejskiego, który nie zgromadził odpowiednich rezerw i jest tak w przypadku wszystkich obiektów tego typu z udziałami Gazpromu. Jego krytycy uznają ten fakt za dowód na to, że Rosjanie celowo ograniczyli podaż i używają jej do promocji rozpoczęcia dostaw przez gazociąg Nord Stream 2 pomimo uprzedniej konieczności dostosowania go do przepisów unijnej dyrektywy gazowej.

Kommiersant/Reuters/Interfax/Wojciech Jakóbik

Apel o utrzymanie atomu w Niemczech. Alternatywa to porażka polityki klimatycznej

Dwudziestu pięciu intelektualistów wzywa Niemcy do utrzymania elektrowni jądrowych pomimo planu wyłączenia wszystkich do 2022 roku oraz postulatu dekarbonizacji całej Europy. Atom ma uchronić ten kraj przed porażką polityki klimatycznej. Polska, Francja i inni obrońcy energetyki jądrowej używają podobnych argumentów.

List został podpisany przez specjalistów polityki zagranicznej, dziennikarzy i intelektualistów. Został opublikowany w gazecie Die Welt 13 października. – Niemcom grozi niewypełnienie celu klimatycznego do 2030 roku pomimo wszelkich ich wysiłków – czytamy w liście. Porzucenie energetyki jądrowej zwiększy emisje CO2 i nie pozwoli osiągnąć celu redukcji o 65 procent do 2030 roku.

Autorzy listu odnoszą się do raportu rządu Niemiec, który szacuje, że obniżą emisję o 49 procent do 2030 roku. Ministerstwo środowiska Niemiec już skrytykowało ten raport, przypominając, że bazuje na cenie emisji CO2 w systemie EU ETS w wysokości 30 euro za tonę, podczas gdy przebiła już 60 euro i zwiększa presję na dekarbonizację.

Jednak zdaniem autorów listu należy utrzymać w systemie działające elektrownie jądrowe, czyli ostatnie sześć obiektów tego typu zapewniające 12 procent zapotrzebowania na energię w Niemczech. Wyłączenie ich spowoduje konieczność wytworzenia dodatkowych 60 mln ton emisji CO2 i zwiększenia emisji w Niemczech o 5 procent.

To wyzwanie dla nowej koalicji, w której mogą się znaleźć Zieloni bezkompromisowo domagający się wyłączenia energetyki jądrowej. – Drogie Niemcy, proszę zostawcie włączone reaktory jądrowe – apelują autorzy listu.

Niemcy wyszły z postulatem denuklearyzacji całej Europy wyartykułowanym przez resort środowiska cytowany wyżej. Zieloni skrytykowali plan budowy atomu w Polsce strasząc ryzykiem katastrofy i nadciągnięcia chmury radioaktywnej nad Niemcy. Ich raport został skrytykowany przez specjalistów jako niemerytoryczny.

Tymczasem Polska, Francja i ośmiu innych obrońców atomu w Europie używają tych samych argumentów, co autorzy wspomnianego listu. Przekonują, że atom da Europie obniżkę emisji CO2 oraz bezpieczeństwo dostaw energii w dobie kryzysu energetycznego.

EurActiv.com/Wojciech Jakóbik

Nord Stream 2 szykuje dostawy z tajemniczym wsparciem. Niemcy grożą karą a NATO i UE dyskutują

Nord Stream 2 szykuje dostawy z tajemniczym wsparciem. Niemcy grożą karą a NATO i UE dyskutują

Niemcy ostrzegają, że Gazprom zapłaci karę jeśli uruchomi Nord Stream 2 niezgodnie z prawem unijnym. Wcześniej miało dojść do certyfikacji technicznej pomimo sankcji USA z pomocą tajemniczej firmy. Tymczasem NATO i Unia Europejska dyskutują o kryzysie cen gazu i działaniach Gazpromu, który może celowo ograniczać dostawy do Europy, a potwierdza to plan testów nowego gazociągu.

Federalna Agencja Sieci Niemiec (Bundesnetzagentur) oczekuje od operatora gazociągu Nord Stream 2 potwierdzenia, że jest dostosowany do przepisów unijnej dyrektywy gazowej wobec zapowiedzi, że zamierza zapełnić go gazem.

– Z tego powodu BnetzA domagała się w liście z czwartego października od operatora Nord Stream 2 AG do natychmiastowego przedstawienia certyfikatów i potwierdzenia, że wszelkie wymagania regulacyjne zostały spełnione i zgodne w ramach uruchomienia jednej z nitek – czytamy w komentarzu rzecznika agencji Fite Wulfa dla Interaxu. Wulf przekonuje, że operator przekazał już wszystkie dokumenty „niezbędne z punktu widzenia prawa landowego do uruchomienia dostaw zostały przedstawione”. – Nie można wykluczyć, że niebawem jedna z nikte gazociągu zostanie uruchomiona – podsumował. Praca Nord Stream 2 niezgodnie z przepisami unijnymi mogłaby się skończyć karą do 10 mln euro.

Nord Stream 2 AG informował, że zamierza zapełnić nitkę B gazem ziemnym w celu przeprowadzenia testów technicznych. Wcześniej Duńska Agencja Energetyczna informowała, że ten odcinek przeszedł certyfikację techniczną bez podawania firmy, która jej dokonała pomimo sankcji USA. – W zgodzie z wymogami pozwolenia na budowę Nord Stream 2 na wodach duńskich strona trzecia miała przedstawić certyfikat zgodności dokumentujący, że ta instalacja jest w pełni zgodna z stosowną legislacją, standardami, a także opisujący specyfikację techniczną Nord Stream 2 AG zanim gazociąg zostanie oddany do użytku – tłumaczy Katja Scharmann z Duńskiej Agencji Energii w komentarzu dla BiznesAlert.pl.

– Mogę potwierdzić, że Nord Stream 2 AG wypełnił wszelkie warunki niezbędne do oddania nitki B do użytku w odniesieniu do certyfikacji – dodała, odmawiając komentarza na temat nazwy firmy, która przeprowadziła certyfikację.

Prezydent RP Andrzej Duda wezwał NATO do zajęcia się zagrożeniem Nord Stream 2 podczas Warsaw Security Forum ponieważ ten gazociąg może pozwolić na zatrzymanie dostaw gazu przez Ukrainę, Słowację i Polskę, ale także służyć szantażowi „wykraczającemu daleko poza sprawy energetyki”. Prezes operatora gazociągów na Ukrainie OGTSUA Serhij Makogon rozmawiał o Nord Stream 2 w Kwaterze Generalnej NATO. Przekonywał, że to problem całej Europy dotkniętej wysokimi cenami gazu. – Widzimy, że gaz stał się narzędziem wpływu politycznego i musimy to zatrzymać – ocenił cytowany przez agencję PRIME.

Przywódcy Unii Europejskiej mogli poruszyć temat Nord Stream 2 podczas spotkania w Ljubljanie piątego października. Może także paść podczas szczytu Rady Unii Europejskiej zaplanowanego na 21-22 października. Gazprom przekonuje, że nie może słać więcej gazu do Europy bo szykuje się sroga zima i musi zapełnić własne magazyny. – Wierzę, że zima będzie zimna, bo drzewa są pełne jarzębin – mówił Sergiej Gustow, szef Gazprom Meżregiongas odpowiedzialnego za sprzedaż tego paliwa na terytorium Rosji cytowany przez Reuters. Tymczasem gaz potrzebny do zapełnienia Nord Stream 2 do testów potwierdza, że ma dodatkowy wolumen do dyspozycji.

Interfax/PRIME/Reuters/Wojciech Jakóbik

Kryzys energetyczny skłania do dyskusji o rezerwie strategicznej gazu i reformy ETS. Polska korzysta

Francja i Hiszpania przekonały Grecję, Rumunię i Czechy do podpisania stanowiska w sprawie odpowiedzi na kryzys wywołany rekordowymi cenami energii i gazu. Jeden z punktów zakłada stworzenie rezerwy strategicznej gazu. Inny to propozycja rewizji systemu handlu emisjami CO2. Polska wcześniej proponowała rozwiązania tego typu.

Francuzi zaproponowali w liście podpisanym przez ministrów finansów z wymienionych krajów, aby zbadać zagadkowy wzrost cen gazu w Europie, stan kontraktów długoterminowych i stworzyć regulacje o obowiązku magazynowania tego paliwa w celu zmniejszenia ekspozycji na wahanie cen.

Kolejny pomysł zaaprobowany przez powyższe kraje zakłada reformę rynku energii w sposób, który da przewidywalność cen emisji CO2 w ramach systemu handlu emisjami. Obecnie ceny rosną niestabilnie zagrażając inwestycjom niezbędnym do transformacji sektora energetycznego. To ryzyko dla energetyki, ale także innych branż przemysłu i odbiorców końcowych, a więc obywateli.

Hiszpania proponowała także rozmowę o europejskiej interwencji w ceny energii w celu ulżenia najuboższym. Ten temat może także paść na Radzie UE zaplanowanej na 21-22 października.

Polska proponowała w przeszłości reformę systemu handlu emisjami CO2 EU ETS i utrzymuje zapasy gazu na mocy specjalnej regulacji wprowadzonej ze względu na bezpieczeństwo energetyczne. Propozycje przedstawione przez kraje podpisane pod apelem Francji są zbieżne z jej interesami.

Wojciech Jakóbik

Jest treść układu Czechy-Polska o Turowie. Bez ugody nie będzie pieniędzy dla regionów

Hospodářské Nowiny dotarły do treści projektu umowy polsko-czeskiej w sprawie Kopalni Turów. Rozmowy na jej temat zostały zatrzymane przez brak porozumienia odnośnie do terminu jej obowiązywania oraz zakresu środków zaradczych. Jeśli rozmowy nie przyniosą ugody, sprawa skończy się karą Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Czechy i Polska nie podpisały układu przez spór o terminy. Bez niego regiony nie dostaną środków na ochronę środowiska.

Warunki wycofania skargi Czechów do Trybunału opisane w dokumencie z 30 września to przelew 15 milionów euro na konto ministerstwa środowiska Czech i 35 mln euro na konto Regionu Libereckiego. Czesi mieliby potem raportować rocznie w jaki sposób wydali te środki na ochronę środowiska przed wpływem eksploatacji Kopalni Turów. Mieliby w zamian możliwość wizytacji w Turowie, badania postępów budowy wału ziemnego oraz stanu wód gruntowych. Region Liberecki i Województwo Dolnośląskie mają stworzyć Fundusz Małych Projektów sfinansowany przez Polskę oraz Czechy kwotą po 250 tysięcy euro z udziałem Polskiej Grupy Energetycznej w celu wzmocnienia ochrony środowiska w regionie.

Polacy będą mogli pogłębić Kopalnię Turów o ponad 12 metrów i zbliżyć jej obszar do granicy z Czechami w zamian za budowę ekranu filtracyjnego oraz potwierdzenie jego skutecznej ochrony wód gruntowych, zbuduje wspomniany wał ziemny i ustanowi monitoring. Rozbudowa odkrywki w kierunku Czech ma się odbywać w ściśle określonych koordynatach geograficznych. Polacy mieliby także zatrzymać rozbudowę Kopalni Turów ku granicy w razie potwierdzenia obniżenia się wód gruntowych ponad 10 metrów w sześć miesięcy. Mają chronić Czechów przed hałasem z Turowa. Mają także zapewnić, że koncesja wydobywcza  w Turowie będzie zgodna z prawem unijnym.

Czesi mają przekazywać dane o poborze wody w punkcie Uhelna oraz żwirowni Grabsztejn, a także pozwolenie środowiskowe dla tej drugiej, a także informacje o poborze tego surowca mogącym wpłynąć na poziom wód gruntowych. Polska i Czechy mają co roku oceniać stan wód gruntowych.

Ma powstać grono niezależnych ekspertów oraz połączona komisja czuwające nad porozumieniem. W razie naruszenia układu Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej miałby nałożyć karę na odpowiedzialną stronę oczekując od niej określonych środków zaradczych. Te pieniądze trafią jednak do budżetu Unii Europejskiej.

Według projektu widzianego przez Hospodářské Nowiny porozumienie miałoby wygasać pięć lat po wygaśnięciu decyzji o wydobyciu w Kopalni w Turowie (27 lipca 2044 roku) o ile nie zostanie wydana w międzyczasie nowa. Polacy mieliby informować pół roku wcześniej o ewentualnym, wcześniejszym terminie zakończenia wydobycia. Najważniejsze zapisy układu miałyby jednak wygasać dopiero dziesięć lat po zakończeniu układu.

Ten zapis podzielił Czechy i Polskę sprawiając, że premierzy obu krajów nie podpisali ostatecznie umowy. Polacy chcieli okresu dwuletniego wygasania zapisów po zakończeniu układu. Rozmowy zostały zawieszone, ale Kraj Liberecki apeluje już o powrót do nich. Jeżeli nie dojdzie do ugody, wszystkie środki opłacone przez Polskę w ramach kary trafią do budżetu unijnego zamiast wesprzeć regiony kwotami wymienionymi w porozumieniu.

Hospodářské Nowiny/Wojciech Jakóbik

Ścieżka zdrowia zaczyna się od Turowa. Polska na celowniku kontratakuje

Spór prawny o Kopalnię Turów to dopiero początek ścieżki zdrowia sektora węglowego, na który chcą go wysłać krytycy z Czech, Niemiec oraz organizacji jak Greenpeace. Administracja polska znajdująca się na celowniku przechodzi do kontrofensywy i odsłania karty – pisze Wojciech Jakóbik, redaktor naczelny BiznesAlert.pl.

Początek ścieżki zdrowia

Polacy są ciągani po sądach przez Czechów przez to, że zostali przyłapani na kruczku prawnym niezgodnym z przepisami unijnymi. Potem nie udało się dojść do porozumienia, które skłoniło stronę czeską do skierowania sprawy do Trybunału. Koncesja na wydobycie węgla brunatnego w Turowie została zmieniona niezgodnie z przepisami unijnymi za pomocą tak zwanego Lex Turów. Polacy przedłużyli tę koncesję o sześć lat bez oceny oddziaływania na środowisko naruszając dyrektywę 2011/92 oraz 2000/60. Uwarunkowania środowiskowe przedłużenia tego dokumentu zostały wydane przez Regionalnego Dyrektora Ochrony Środowiska we Wrocławiu. Wadliwy przepis przyjęty jeszcze w 2018 roku został już usunięty z prawa geologicznego górniczego przez resort klimatu.

W międzyczasie trwa spór o środki zaradcze odpowiadające na obawy Czechów o wpływ odkrywki w Turowie na ich środowisko, w tym poziom wód. Polska Grupa Energetyczna zadeklarowała, że zakończy budowę ekranu przeciwfiltracyjnego mającego chronić wody czeskie. Obiektywne spojrzenie na sprawę pokazuje, że każda odkrywka może oddziaływać na środowisko a jest ich w okolicy wiele. Obiekt w Turowie jest jednym z mniejszych tego typu, a występują one w Czechach, Niemczech i Polsce.

Do niedawna Praga i Warszawa zgadzały się, że kopalnia nie ma wpływu na warstwy geologiczne czwartorzędu w których znajdują się wody gruntowe. Ekran miał chronić warstwę trzeciorzędu, na którą wpływ nie został udowodniony, a Czesi nie używają tamtejszych zasobów wody. Pomimo braku spotkania ministrów środowiska obu krajów w lutym, o którym pisałem, doszło do spotkania resortów spraw zagranicznych. Minister klimatu i środowiska RP Michał Kurtyka dowiedział się o planie spotkania zaproponowanym przez jego czeskiego odpowiednika Richarda Brabeca za późno i nie mógł się z nim zobaczyć przez inne zobowiązania. Brabec nie zareagował na kontrpropozycję spotkania w innym terminie. Tymczasem ekran zbudowany przez Polaków ma być teraz monitorowany w celu ustalenia, czy pomaga chronić wody gruntowe tak, jak oczekują tego Czesi. Warto zaznaczyć, że w 2019 roku strona czeska zaakceptowała plan w tej sprawie i dopiero po czasie zaczęła go kwestionować. Łączny koszt był szacowany na ponad 80 mln zł.

Tak czy inaczej nie doszło do polubownego zakończenia sporu, na które były jeszcze nadzieje w lutym kiedy nasze resorty odpowiedzialne za środowisko prowadziły jeszcze dialog. Potem sprawa trafiła przed Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Można usłyszeć, że do Czechów może dołączyć niemiecka Brandenburgia, a spór sądowy o Turów będzie się ciągnął. Tymczasem Greenpeace podniósł zastrzeżenia do pracy dziewięciu kopalni węgla w Polsce. Argumenty środowiskowe posłużą do piętnowania wydobycia tego paliwa kopalnego wobec którego rośnie niechęć społeczna podsycana przez aktywną politykę klimatyczną oraz działalność organizacji jak Greenpeace. Wygląda na to, że ta swoista ścieżka zdrowia zaczyna się od Turowa i może być długa.

Polska na celowniku

Najnowsze informacje sugerują, że Czechy i Polska znów nie doszły do porozumienia o Turowie w kolejnej rundzie rozmów. Należy założyć z góry, że kruczek prawny, na którym zostaliśmy przyłapani prawdopodobnie będzie oznaczał, że lepiej porozumieć się poza wokandą. Porozumienie polsko-czeskie jest na wyciągnięcie ręki, ale nasi negocjatorzy muszą przezwyciężyć presję strony czeskiej odpowiadając pozytywnie na postulaty uzasadnione i odrzucając te nieuzasadnione. Negocjacje są trudne przez wiele czynników, ale prawdopodobnie są już tylko kwestią ceny do zapłacenia przez Polaków za błędy prawne.

Do rozstrzygnięcia pozostaje jeszcze na czyje konto wpłyną te środki. Nieoficjalnie można usłyszeć w kilku źródłach, że Warszawa jest gotowa przyjąć karę Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej i przekazać te środki do budżetu unijnego zamiast w ugodzie sfinansować oczekiwania samorządów czeskich. Gdyby Praga była gotowa do ugody, pieniądze zapłacone przez Polaków posłużyłyby Krajowi Liberadzkiemu. Pieniądze przekazane Trybunałowi w razie wyroku bez porozumienia pozasądowego trafią do budżetu unijnego. Atmosfera jest podgrzewana przez wyciek dokumentów sugerujący, że premier Czech,  który może stracić stanowisko po wyborach, mógł kupić sobie posiadłość we Francji z szemranych środków.

Polacy ujawniają fakty na temat rozmów, sugerując w ten sposób gotowość do pogodzenia się z wyrokiem Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej jaki by nie był. Kara naliczana po 500 tysięcy euro dziennie może się z sumować na kwotę podobną do 50 mln euro należnych Czechom w razie uznania ich roszczeń. Polacy chcą zademonstrować determinację i pokazać grę czeską.

Wiceminister spraw zagranicznych Paweł Jabłoński zdecydował się na odsłonięcie kulisów rozmów. – Nie mamy zwyczaju ujawniania treści negocjacji, ale skoro czeski minister spraw zagranicznych mija się z prawdą, jesteśmy zmuszeni to zrobić. Opinia publiczna w obu naszych krajach ma prawo do informacji kto ponosi odpowiedzialność za fiasko rozmów i pogorszenie stosunków – napisał na Twitterze. – Nie proponowaliśmy „umowy na 2 lata”. Nasza oferta to umowa obowiązująca do końca działalności górniczej, z możliwością wypowiedzenia – na wypadek nadużywania jej przez którąś ze stron. To absolutny standard w umowach międzynarodowych zawieranych na partnerskich zasadach. Co więcej – zaproponowaliśmy, by najważniejsze zapisy, wybrane i wskazane nam przez samą stronę czeską działały nadal nawet do 2049 roku – także w razie wypowiedzenia umowy. Te zapisy dotyczyły m. in. monitoringu wód podziemnych. Rząd czeski wierdził, że to kluczowa sprawa. Nasza oferta gwarantowała 50 mln euro na projekty wodne w Kraju Libereckim, ponadstandardowe zasady monitoringu wód, zanieczyszczeń, hałasu, regularne przekazywanie informacji – a nawet zakaz zbliżania się kopalni do czeskiej granicy, do czasu spełnienia całej listy warunków – wyliczał Jabłoński.

– Wszystko to zostałoby wykonane w pierwszych miesiącach obowiązywania umowy. Zostało jednak odrzucone, ponieważ czeski rząd zażądał umowy, której Polska NIGDY nie mogłaby wypowiedzieć – także w sytuacji, gdyby była ona nadużywana w przyszłości. Partnerzy nie zawierają umów na takich zasadach. Odpowiedzialny negocjator nie może związać swojego państwa umową na 30 lat bez możliwości wyjścia, nie wiedząc czy druga strona nie będzie w przyszłości zachowywać się nieuczciwie. Efekt działań rządu czeskiego: mieszkańcy Kraju Libereckiego nie otrzymają żadnych pieniędzy na projekty wodne, żadnego dodatkowego monitoringu wód podziemnych, który nie jest wymagany przez prawo; kopalnia będzie mogła zbliżać się do granicy bez żadnych dodatkowych warunków – podsumował minister.

– W ostatnich godzinach, na ostatniej prostej w odpowiedzi na naszą propozycję strona czeska zaczęła eskalować swoje żądania w taki sposób, jakby ich celem było zerwanie rozmów – tłumaczył minister klimatu i środowiska Michał Kurtyka. – My nie możemy za czeski rząd przekazać tych środków do mieszkańców kraju Liberadzkiego, to gwarantowałoby polubowne załatwienie sprawy. Jeśli nie ma woli porozumienia, to musimy taką sytuację przyjąć do wiadomości. Chcemy rozmawiać z partnerem, który ma wolę do porozumienia i jeśli jej nie ma, to umowy nie podpiszemy sami ze sobą, dlatego też odeszliśmy od stołu – dodał.

Szansa na porozumienie po wyborach?

Być może po wyborach w Czechach nastąpi lepsza atmosfera polityczna do wznowienia rozmów z Polską. Może być jednak różnie, bo wpływ na władzę może zyskać Partia Piratów uznawana za jeszcze bardziej radykalną w odniesieniu do środowiska, niż ekipa Andrija Babisza. – Będziemy wykorzystywać wszystkie dostępne przepisy prawne, aby wykazać, że zasądzone środki tymczasowe grożą bezpośrednimi konsekwencjami dla mieszkańców naszego kraju, ale i krajów sąsiednich. Przedłożymy dodatkowe wnioski o wycofanie środków tymczasowych w związku z nowymi okolicznościami – zapewnił minister Kurtyka w Rzeczpospolitej. – Na tym etapie musielibyśmy widzieć zauważalną zmianę nastawienia po stronie naszego partnera, aby wrócić do stołu negocjacyjnego. Obecnie tego nie zauważamy – dodaje. Jest zatem szansa na powrót rozmów w razie uelastycznienia stanowiska Czech.

Izba tor-Turów

– Polacy przechodzą przez tortury negocjacyjne z Czechami w sporze o Kopalnię Turów. Ten jest praktycznie na finiszu, a porozumienie jest w zasięgu ręki pomimo wielkich emocji towarzyszących tym rozmowom – pisze Wojciech Jakóbik, redaktor naczelny BiznesAlert.pl.

Polska i Czechy zgodnie informują, że porozumienie jest bliskie, a jego szkic ma zostać niebawem przedstawiony premierom tych krajów do ostatecznej decyzji. Jednakże kolejne rozmowy w Pradze zakończyły się ostatniego dnia września bez przełomu. Październik powinien go przynieść, szczególnie wobec faktu, że wybory parlamentarne w Czechach są zaplanowane na 8-9 października. Ostrzegaliśmy jednak w BiznesAlert.pl, że hardego premiera Andrija Babisza mogą zastąpić jeszcze bardziej nieustępliwi politycy Partii Piratów, jeśli uzyskają odpowiedni wpływ na politykę rządu.

Pomimo wizji zakończenia sporu o wydobycie węgla brunatnego w Kopalni Turów utrzymuje się spór odnośnie do terminu obowiązywania umowy. Resort spraw zagranicznych alarmował, że postawa Czechów jest „irracjonalna” bo domagają się bezterminowego obowiązywania umowy w tej sprawie. Wiceminister spraw zagranicznych Paweł Jabłoński porównał taki zapis z kontrowersyjnymi klauzulami odnośnie do Gazociągu Jamalskiego zapisanych w umowach z Gazpromem oraz Federacją Rosyjską. Minister środowiska Czech Richard Brabec przekonuje, że ten zapis to nic nowego i to Polacy chcą negocjować od nowa z dawna ustaloną sprawę.

Narzędzie nacisku na Polaków możliwe do wykorzystania przez Czechów przez nieprawidłowości przy przedłużaniu koncesji wydobywczej w Turowie (Lex Turów – warto poczytać) to kara Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej w wysokości 500 tysięcy euro dziennie naliczana od 21 maja, kiedy to sąd orzekł, ze Polska ma zatrzymać wydobycie w tej kopalni do czasu zakończenia sporu prawnego. Oczywiście nie należy zatrzymywać pracy kompleksu turowskiego z dwóch powodów: porozumienie z Czechami może uwzględniać brak kary TSUE, jego koszt i tak będzie niższy od tego spowodowanego ewentualnym zamknięciem kopalni z dnia na dzień.

Emocje w mediach są rozgrzane do czerwoności, a spór o Turów to kolejna okazja do wieszania psów na instytucjach europejskich, które czasem wydają decyzje kontrowersyjne jak ta o zatrzymaniu pracy Turowa. Ta jest możliwa do zakwestionowania przez prawników, ale ci niekoniecznie będą zmuszeni do takiego działania, jeśli Warszawie uda się porozumieć z Pragą. Jednakże Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej nierzadko bronił interesów Polski, na przykład stając na straży solidarności energetycznej w sporach z Gazpromem o Nord Stream 1, Nord Stream 2 oraz ich odnogi.

Największym przegranym sporu o Turów jest integracja europejska krytykowana przez tych, którzy nie chcą krytykować osiągnięć negocjatorów z Polski. Największymi wygranymi będą Czesi wykorzystujący okoliczności oraz dostępne narzędzia polityczne oraz prawne do egzekucji swych interesów. Warszawa może ograniczać straty z jednej strony i użyć precedensu Turowa do regionalnej dyskusji o kopalniach węgla brunatnego w Czechach oraz Niemczech oraz dodatkowych środkach na transformację energetyczną w tych krajach oraz Polsce.

Warto jednak zaznaczyć, że porozumienie o Turowie to dopiero początek. Greenpeace już kwestionuje proces koncesyjny dziewięciu kopalni węgla kamiennego, a nieoficjalnie można usłyszeć, że niemieckie miasto Żytawa może zechcieć zaskarżyć Turów. Ostatecznie wydobycie węgla brunatnego w tych trzech państwach było wspólnym bogactwem w okresie prosperity tej branży i staje się wspólnym brzemieniem w czasach przyspieszającej polityki klimatycznej. Polacy mogą pokazać, że Czesi i Niemcy powinni także wziąć odpowiedzialność polityczną i finansową za wygaszanie odkrywek. Do tego potrzebna jest jednak logika współpracy zastępująca bojowe nastroje w naszych stolicach. Wystarczy wytrzymać tortury psychiczne wynikające z presji negocjacyjnej. Finisz jest na horyzoncie. Warto przekuć porażki na sukces z pożytkiem dla całego regionu.

Zapłacimy za to, że przyłapano nas na gorącym uczynku

Przedłużyliśmy koncesję na wydobycie w Turowie w sposób niezgodny z prawem unijnym. Teraz sami to prawo zmieniamy, potwierdzając niejako zarzuty Czechów – mówi DoRzeczy.pl Wojciech Jakóbik, ekspert ds. energetyki, redaktor naczelny BiznesAlert.pl.

Damian Cygan: Jak ocenia pan sprawę nałożenia na Polskę kar finansowych za działanie kopalni w Turowie?

Wojciech Jakóbik: Kara nałożona na Polskę jest skutkiem tego, że nie udało się dojść do porozumienia polubownie z końcem zimy 2021 roku, kiedy Czesi grozili złożeniem pozwu do Trybunału Sprawiedliwości UE. Ten orzekł, że na czas trwania sprawy w kopalni Turów nie powinno odbywać się wydobycie węgla na wypadek, gdyby okazało się, że czeskie obawy o środowisko są uzasadnione. Nie rozstrzygamy teraz, czy są uzasadnione, czy nie. Polska nie zastosowała się do orzeczenia TSUE i została na nią nałożona kara w wysokości 500 tys. euro dziennie.

Skąd taka kwota?

To nie jest najwyższa możliwa kara, ponieważ Czesi wnioskowali o 5 mln euro dziennie. Z punktu widzenia podatnika to jest duża kwota, natomiast z punktu widzenia budżetu państwa jest na pewno niższa niż koszty wyłączenia kopalni Turów – a co za tym idzie – elektrowni Turów. Dalsze rozmowy w tej sprawie będą odbywały się pod dodatkową presją finansową, ale myślę, że w końcu dojdzie do jakiegoś porozumienia. Polacy na pewno zastosują środki zaradcze, jakich oczekują Czesi. A na razie zapłacimy za to, że zostaliśmy przyłapani na gorącym uczynku, bo ważnym elementem zarzutów czeskich jest fakt, że przedłużyliśmy koncesję na wydobycie w Turowie w sposób niezgodny z prawem unijnym. Teraz sami to prawo zmieniamy, potwierdzając niejako te zarzuty.

Politycy PiS sugerują, że cała sprawa ma związek z wyborami w Czechach i że po wyborach problem sam się rozwiąże. Ile jest w tym prawdy?

Problem na pewno sam się nie rozwiąże. Oczywiście może być tak, że wewnętrzna polityka czeska odgrywa w tych rozmowach pewną rolę, ale ciężko rozstrzygnąć, jak jest naprawdę. Natomiast po owocach można poznać efekty dotychczasowej polityki. Nie udało się wygrać w sądzie, więc potrzebujemy porozumienia pozasądowego. Z punktu widzenia miejsc pracy i firm zajmujących się energetyką w tym regionie to porozumienie powinno nastąpić jak najszybciej.

Co bardziej opłaca się rządowi tak czysto ekonomicznie – zamknąć kopalnię ze wszystkimi tego konsekwencjami, czy płacić dziennie 500 tys. euro kary?

Kopalnia Turów kiedyś zostanie zamknięta i zgodnie z polityką klimatyczną należy do tego dążyć. Natomiast rewolucyjne zamknięcie elektrowni z dnia na dzień tylko z tego powodu, że nie będzie mogła pracować kopalnia, to zagrożenie dla kilkudziesięciu tysięcy miejsc pracy i nie kilkaset tysięcy złotych dziennie strat, lecz miliony, jeśli nie miliardy.

Jakie wnioski ze sprawy Turowa powinni wyciągnąć politycy obozu rządzącego? Część z nich reagując na problemy z TSUE zajęła się tematem polexitu i bilansem członkostwa Polski w UE.

Postulat polexitu to absurd. Cieszymy się z wyroków TSUE, kiedy orzeka na naszą korzyść, jak w sprawie Nord Stream 2. W sytuacji, w której orzeczenie jest nie po naszej myśli, też trzeba je przyjąć. Nie możemy stosować moralności Kalego. Wyrok może nam się nie podobać, natomiast musimy z nim polemizować w sposób profesjonalny, wysyłając ekspertów i prowadząc aktywne rozmowy. Sądzę, że porozumienie polsko-czeskie jest możliwe.

DoRzeczy.pl

Nord Stream 2 na nielegalu? Może się jeszcze zamienić w ruinę

– Rosjanie nie wahają się przed stosowaniem szantażu wysokimi cenami gazu w Europie w celu jak najszybszego uruchomienia Nord Stream 2. Posłowie europejscy obawiają się nielegalnego startu tej inwestycji. Jednak działania przeciwników tego projektu wsparte przez Komisję Europejska mogą go jeszcze zamienić w ruinę. PGNiG dołącza do sporu o certyfikację – pisze Wojciech Jakóbik, redaktor naczelny BiznesAlert.pl.

Nord Stream 2 na nielegalu?

List posłów do Parlamentu Europejskiego skierowany do wiceprzewodniczącej Komisji Europejskiej Margrethe Vestager zawiera apel o śledztwo w sprawie manipulacji rynkowych Gazpromu mających promować sporny gazociąg Nord Stream 2. Zawiera jednak także dużo ważniejszy, ale niedoceniany zapis o konieczności wprowadzenia środków zaradczych w razie rozpoczęcia pracy tego gazociągu w sposób nielegalny. – Komisja ma do dyspozycji prerogatywy z Artykułu 8 Regulacji 1/2003 o możliwości zastosowania tymczasowych środków przeciwko Gazpromowi, jeżeli Nord Stream 2 zacznie pracę nielegalnie, a także innych środków niezbędnych do dostosowania jego działań do regulacji energetycznych i konkurencyjnych w Unii Europejskiej – czytamy w liście posła Andriusa Kubiliusa odpowiedzialnego za raporty o Rosji pod którym podpisali się zgodnie posłowie różnych krajów i stron sporu politycznego, w tym z Polski: Jacek Saryusz-Wolski, Jerzy Buzek, Marek Belka, Robert Biedroń, Adam Bielan, Witold Waszczykowski, Elżbieta Rafalska, Elżbieta Kruk, Zbigniew Kuźmiuk, Beata Kempa, Anna Zalewska, Andrzej Halicki i Anna Fotyga. Artykuł ósmy rozporządzenia Rady Unii Europejskiej nr 1/20003 odnosi się do prawa konkurencji chroniącego przed nadużyciami oraz sankcji za ewentualne naruszenia. To stare-nowe pole do ewentualnego sporu sądowego, bo Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumenta z Polski, działając na gruncie prawa europejskiego, już kwestionuje zgodność modelu finansowania Nord Stream 2 z przepisami antymonopolowymi. Nielegalny start tego gazociągu mógłby być podstawą do dalszych działań i sankcji.

Posłowie zareagowali w ten sposób na sugestie rosyjskiego Gazpromu, że mógłby rozpocząć dostawy przez Nord Stream 2 już pierwszego października. Jednak nawet ta firma przyznaje, że nie będzie to możliwe bez certyfikacji, a przed tą przedstawiają się kolejne przeszkody opisane już w BiznesAlert.pl, o których mówi też Komisja Europejska. Sekretarz Vivienne Lunela cytowana przez agencję PRIME przypomniała, że Federalna Agencja Sieci (Bundesnetzagentur) ma cztery miesiące na przygotowanie szkicu decyzji o zastosowaniu trzeciego pakietu energetycznego względem Nord Stream 2. – Najpierw zostanie przedstawiony szkic, potem nastąpi ciąg dalszy procedury. Kiedy Komisja Europejska otrzyma go, będziemy mieli dwa miesiące na odpowiedź z możliwością przedłużenia terminu – dodała. Rosjanie robią wszystko, żeby przyspieszyć lub ominąć ten proces nie wahając się przed użyciem szantażu wysokimi cenami gazu na Starym Kontynencie, za które są częściowo odpowiedzialni. Sugerują, że Nord Stream 2 mógłby wcześniej przesłać gaz techniczny niezbędny do testów w ciągu miesiąca-dwóch. Rozważają także dopuszczenie rosyjskiego Rosnieftu do przepustowości spornego gazociągu w celu wypełnienia jednej z regulacji trzeciego pakietu energetycznego wymuszającej dostęp stron trzecich do przepustowości infrastruktury przesyłowej.

Przeciwnicy mają dalej oręż przeciwko Nord Stream 2

– Jeżeli chodzi o procedurę certyfikacji, wszystkie projekty decyzji organów regulacyjnych państw członkowskich w sprawie certyfikacji operatora systemu przesyłowego muszą zostać przedłożone Komisji do zaopiniowania. Projekt decyzji w sprawie certyfikacji gazociągu Nord Stream 2 nie został jeszcze przedstawiony Komisji do zaopiniowania. Dalsze działania w tej sprawie będą zależały od tego wniosku o wydanie opinii. Ponadto budowa gazociągu Nord Stream 2 podlega prawu krajowemu (w krajach, przez których wody przybrzeżne gazociąg przebiega) – tłumaczyła komisarz ds. energii KAdri Simson w odpowiedzi na pytania Anny Fotygi cytowane przez Polską Agencję Prasową. Reinhard Butikofer z niemieckich Zielonych podpisany pod listem pod wodzą Kubiliusa przekonuje w Die Zeit, że jeśli Komisja Europejska uzna decyzję regulatora niemieckiego Bundesnetzagentur za neizgodną z przepisami unijnymi, Nord Stream 2 „może zamienić się w ruinę inwestycyjną”, a dostawy nie ruszą.

Tymczasem Polacy odnieśli kolejne zwycięstwo w sporze o Nord Stream 2. PGNiG zostało dopuszczone do procesu certyfikacji operatora tego gazociągu na wodach niemieckich, czyli Nord Stream 2 AG. Według Polaków ta firma należąca w stu procentach do Gazpromu nie będzie niezależna i nie powinna zostać operatorem. Bez operatora nie będzie dostaw. PGNiG będzie miał wgląd w proces oraz może mieć zastrzeżenia do jego rezultatu, a więc także kwestionować go w razie potrzeby w Komisji Europejskiej lub sądach na terenie Unii. Z pomocą przyjdzie zasada solidarności energetycznej potwierdzona inną wiktorią sądową Polaków polegającą na orzeczeniu Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej o tym, że należy stosować zasadę solidarności energetycznej przy projektach jak odnoga Nord Stream 1 w Niemczech, czyli OPAL i nie mogą one godzić w interesy innych państw członkowskich. To precedens możliwy do wykorzystania w sporach o Nord Stream 2, który jest uznawany przez PGNiG za zagrożenie dla bezpieczeństwa energetycznego.

Kolejna przeszkoda to obowiązujące sankcje USA na firmy pragnące ubezpieczyć i certyfikować technicznie Nord Stream 2. Bez takiej certyfikacji oraz ubezpieczenia nie będzie on mógł rozpocząć pracy. Mogą do nich dołączyć kolejne, proponowane w budżecie obronnym na 2022 rok.

Komisja Regulacji Izby Reprezentantów USA przyjęła szereg propozycji zapisów budżetu obronnego USA na 2022 rok. Wśród nich znalazła się propozycja nowych sankcji wobec spornego Nord Stream 2 mających uniemożliwić uruchomienie go. Musi ona jeszcze zyskać aprobatę Senatu oraz podpis prezydenta Joe Bidena. Poprawki Izby Reprezentantów narzucają na prezydenta obowiązek wdrożenia sankcji na firmy oraz osoby fizyczne zaangażowane w planowanie, budowę i uruchomienie spornego gazociągu Nord Stream 2. Jego budowa się zakończyła, ale nie został uruchomiony.

Prawodawcy domagają się także raportu Pentagonu oraz Departamentu Stanu USA na temat korzyści finansowych Kremla z Nord Stream 2 oraz zagrożeń z zakresu bezpieczeństwa z powodu tego gazociągu dla Ukrainy oraz sojuszników w NATO. Budżet obronny NDAA 2022 w kształcie przyjętym przez parlament będzie musiał zostać zrealizowany przez administrację Joe Bidena. W podobny sposób zostały zakomenderowane pierwsze sankcje przeciwko Nord Stream 2, do których wdrożenia został zobowiązany prezydent Donald Trump.

Co ciekawe, szkic budżetu zaproponowany przez Izbę Reprezentantów wzywa także do zwiększenia współpracy USA i Ukrainy w sektorze tytanu oraz do zwiększenia obecności sił zbrojnych Ameryki w Polsce, Rumunii oraz krajach bałtyckich. NDAA 2022 w kształcie proponowanym przez Izbę wymaga od Białego Domu określenia, czy trzydziestu pięciu oficjeli rosyjskich zasługuje na sankcje personalne. Są wśród nich prezesi Rosnieftu oraz Gazpromu. Dokument musi zostać przyjęty przez Senat i podpisany przez prezydenta. Warto przypomnieć, że obowiązujące sankcje USA uderzają w firmy mające certyfikować technicznie i ubezpieczać Nord Stream 2.

Różne stopnie zagrożenia Nord Stream 2

Jeżeli Europejczycy nie ulegną szantażowi Gazpromu w związku z kryzysem cen gazu, upłynie jeszcze dużo czasu zanim ruszą dostawy przez Nord Stream 2 opóźniony już prawie o dwa lata. Może faktycznie zamienić się w ruinę finansową. Jeżeli uda się go dostosować do przepisów unijnych, nie będzie stanowił tak istotnego zagrożenia dla bezpieczeństwa energetycznego Polski oraz Unii Europejskiej, choć wciąż będzie zagrożeniem egzystencjalnym dla Ukrainy.

Polska zapłaci za grzech zaniechania w sprawie Turowa

– Pisaliśmy w BiznesAlert.pl, że spór o Kopalnię Turów między Polską a Czechami dotyczy obaw o środowisko oraz luki prawnej. Kara Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej sprawi, że Polska będzie płacić za grzech zaniechania, bo dało się rozwiązać ten problem za porozumieniem stron – pisze Wojciech Jakóbik, redaktor naczelny BiznesAlert.pl.

Grzech zaniechania

Kopalnia Turów musi pracować, ponieważ zapewnia węgiel brunatny Elektrowni Turów. Polska Grupa Energetyczna Górnictwo i Energetyka Konwencjonalna, spółka-córka Polskiej Grupy Energetycznej, jest przedmiotem a nie podmiotem sporu. Może jedynie kontynuować pracę w celu dostarczenia energii elektrycznej. Trybunał zasądził karę pięciuset tysięcy euro dziennie za niezastosowanie się do orzeczenia. Negocjacje Polska-Czechy w sprawie polubownego zakończenia sporu poza wokandą zostały zerwane przez stronę czeską po tym, jak Praga i Warszawa wzajemnie oskarżyły się o opóźnianie rozmów.

Polska będzie zatem płacić karę za grzech zaniechania w sprawie Turowa. Jeszcze w lutym delegacja czeska odwiedziła Warszawę by rozmawiać o warunkach polubownego zakończenia sporu trwającego od dłuższego czasu. Minister spraw zagranicznych Czech Tomasz Petriczek spotkał się 12 lutego z jego polskim odpowiednikiem Zbigniewem Rau. Przedstawił listę oczekiwań: „budowa muru ochronnego, który ochroni mieszkańców Czech przed zwiększoną ilością pyłu; wypłata odszkodowania za utratę wody w okolicach Uhelnej w wysokości 175 mln koron, zobowiązanie do kontynuowania negocjacji w sprawie budowy alternatywnych źródeł wody na dotkniętych obszarach (szacunkowa cena 800 mln koron), utworzenie funduszu, z którego będą finansowane mniejsze projekty ochronne (w wysokości 2,5 mln koron), utworzenie międzyrządowej komisji do regularnej oceny wpływu wydobycia”. – Jest ostatnim gestem naszej woli wyrażenia zgody przed podjęciem decyzji o wniesieniu pozwu – mówił wówczas Petriczek o wizycie.

– Dziś miałem okazję wyjaśnić stronie polskiej wymagania regionu libereckiego, w tym zaopatrzenie mieszkańców regionu w wodę pitną, a jednocześnie poinformowałem, że czeski rząd zdecyduje o kolejnych krokach pod koniec lutego. Żałowaliśmy, że nie mogliśmy działać na szczeblu ministrów środowiska. Strona polska zaproponowała jedynie negocjacje na poziomie wiceministrów, z drugiej strony mieliśmy możliwość omówienia wspomnianych wymagań regionu i obietnicy, że Polska wkrótce wyrazi swoją opinię – mówił w lutym minister środowiska Czech Władisław Smrza.

Sprawa skończyła się zatem w sądzie. Czesi przydybali także Polaków na furtce prawnej niezgodnej z przepisami unijnymi, która pozwoliła przedłużyć koncesję wydobywczą Kopalni Turów do 2044 roku, czyli tak zwanym Lex Turów. Polacy usuwają już tę lukę, ale zostali przyłapani i tego faktu nie da się cofnąć.

Oznacza to, że Praga i Warszawa ostatecznie dojdą do porozumienia w toku negocjacji albo wskutek ostatecznego wyroku TSUE. To pierwsze rozwiązanie byłoby zapewne mniej dolegliwe dla Polski. Rozmowy będą toczyć się odtąd pod jeszcze większą presją kary finansowej, która mimo to jest mała z punktu widzenia budżetu polskiego, a warto przypomnieć, że Czesi domagali się pięciu milionów euro dziennie. Jednak nawet te liczby to nic w porównaniu ze stratami wywołanymi ewentualnym zatrzymaniem pracy Kopalni Turów, a co za tym idzie Elektrowni w Turowie.

Kopalnia musi pracować, rząd musi płacić

Kara Trybunału sprawi, że Polacy będą musieli uelastycznić pozycję negocjacyjną. Najwyższy czas przyspieszyć negocjacje i zakończyć je porozumieniem kończącym ten spór. Nie powinno być mowy o niepodporządkowaniu się TSUE, bo działanie w zgodzie z przepisami w ramach systemu instytucjonalnego Unii Europejskiej to warunek skutecznej ochrony interesów Polski w jego ramach. Polacy jeszcze niedawno cieszyli się z wyroków TSUE na niekorzyść Gazpromu. To Trybunał stoi na straży zasady solidarności energetycznej, na gruncie której krytycy spornego projektu Nord Stream 2 stawiają mu kolejne kłody na drodze do rozpoczęcia dostaw. Spotkanie kryzysowe w Kancelarii Premiera ma umożliwić stworzenie dalszego planu działania.

USA przyznają, że presja Rosji na rzecz Nord Stream 2 może się skończyć niedoborami gazu w Europie

Amerykanie przyznają, że presja Rosji na jak najszybsze rozpoczęcie dostaw przez Nord Stream 2 poprzez ograniczanie ich z użyciem gazociągów ukraińskich może się skończyć niedoborami surowca w niektórych częściach Europy.

Niskie dostawy gazu z Rosji do Europy mogą sprawić, że niektóre obszary kontynentu mogą nie mieć wystarczająco dużo surowca na ogrzewanie – ostrzega doradca prezydenta USA do spraw bezpieczeństwa energetycznego Amos Hochstein. Reprezentuje Amerykę w rozmowach o Nord Stream 2, którego budowa nie została zatrzymana przez Waszyngton w celu umożliwienia negocjacji z Berlinem.

Hochstein ostrzegał w telewizji Bloomberg, że poziom zapasów gazu w Europie jest niski. – Jeśli zima będzie rzeczywiście chłodna, zimniejsza niż zwykle, obawiam się, że część Europy nie będzie miała gazu do ogrzewania i wytwarzania elektryczności – powiedział. Wówczas powstanie konieczność kryzysowych dostaw gazu w niektórych obszarach.

– Wiemy, że oficjele rosyjscy rozmawiali o tym jak wykorzystać ten kryzys do skupienia uwagi na Nord Stream 2. Jednak w rzeczywistości gazociągi o wystarczającej mocy ciągną się przez Ukrainę. Rosja wielokrotnie informowała, że posiada niezbędne rezerwy gazu by go tamtędy posłać – powiedział Hochstein.

Tymczasem Rosjanie używają obecnego kryzysu cen gazu, które sięgnęły 900 dolarów za 1000 m sześc. do promocji pomysłu uruchomienia Nord Stream 2 jak najszybciej, pomimo konieczności dostosowania go do prawa unijnego oraz ograniczenia w postaci sankcji USA na firmy ubezpieczające i certyfikujące technicznie ten gazociąg. Mimo to Amerykanie postanowili nie blokować jego budowy (ich zdaniem było to niemożliwe), ale rozmawiać z Niemcami o rozwiązaniu ograniczającym negatywny wpływ Nord Stream 2 na Ukrainę. Tymczasem Rosjanie nadal nie rezerwują dodatkowych mocy przesyłowych gazociągów nad Dnieprem.

Bloomberg/Kommiersant/Wojciech Jakóbik