Urzędujący Barack Obama chce ciąć wydatki zbrojeniowe ze względu na kryzys ekonomiczny. Mitt Romney reprezentujący w tych wyborach prezydenckich Republikanów naciska na zwiększenie wydatków w tym
sektorze, co ma się w przyszłości zwrócić w postaci przyspieszenia gospodarczego.
To dyskusja ideologiczna. Kręgi militarne popierające Obamę przekonują, że zmniejszenie deficytu to sprawa bezpieczeństwa narodowego dlatego też cięcia są niezbędne dla wzmocnienia sektora w przyszłości. Wojskowi popierający Romneya twierdzą jednak, że słabe siły zbrojne to niestabilność w stosunkach międzynarodowych i stabilny budżet nie wystarczy by uzdrowić sytuację. To filozofia ,,pokoju przez siłę”. Zdaniem doradców republikańskiego kandydata, stabilność polityczna na świecie ośmiela inwestorów do nowych wydatków, co zwraca
się w postaci większych przypływów podatkowych. Romney uważa, że wydatki na obronność muszą zatrzymać się na poziomie 4 procent PKB. Oznaczałoby to prawie 800 miliardów dolarów w 2016 roku. Obama zamierza wpłacić w tym samym czasie 578 miliardów dolarów.
Obu polityków atakują libertarianie. Uważają, że Obama wydaje dużo, a Romney jeszcze więcej. Wydatki na obronność jako procent PKB spadały od końca Zimnej Wojny do minimum w wysokości 3 procent. Obecnie
wzrosły do 4,7 procent.
Jeżeli administracja Obamy nie zrealizuje cięć w wysokości 110 miliardów dolarów, zostanie zrealizowany mechanizm sekwestracji zapisany w umowie budżetowej między stronnictwami Senatu. Zostaną
wtedy wprowadzone cięcia w wysokości 487 miliardów dolarów. Zdaniem specjalistów byłyby one druzgocące dla budżetu zbrojeniowego. Z drugiej strony nie wierzą w obietnice zwiększenia budżetu składane przez Romneya. Ich zdaniem budżet nie uniesie takiego wzrostu wydatków.
Leave a Reply